„Trójnóg”

Mogłam odpowiedzieć w swoim sercu na zaproszenie Jezusa
4 maja 2020
Ogłoszenia duszpasterskie 10.05.2020 / Intencje Mszalne 11 – 17.05.2020
9 maja 2020
Mogłam odpowiedzieć w swoim sercu na zaproszenie Jezusa
4 maja 2020
Ogłoszenia duszpasterskie 10.05.2020 / Intencje Mszalne 11 – 17.05.2020
9 maja 2020

kl. Tomasz Jaskuła

„Trójnóg”.

Kościół ma wiele ulubionych liczb. Jedną z nich jest niewątpliwie trójka. Trzy Osoby Boskie, trzy grupy ksiąg biblijnych (historyczne, dydaktyczne, prorockie), trzy stopnie święceń, trzy rady ewangeliczne (czystość, ubóstwo, posłuszeństwo), trzy cnoty boskie… A z nieco mniej znanych – trzy funkcje Chrystusa opisujące działalność Kościoła (a ściślej – jedna funkcja potrójna). O co chodzi?

Podczas chrztu w jednej z wypowiadanych modlitw kapłan prosi, aby nowo ochrzczony „wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem”. Przyjrzyjmy się więc po kolei.

Pierwsze jest… drugie, czyli Prorok. Kluczowe dla funkcji prorockiej jest SŁOWO. Prorok to ten, kto przekazuje ludziom to, co jemu oznajmia w tym celu Bóg. Pierwsi chrześcijanie kojarzyli to z greckim „martyr” oznaczającym świadka. W czasach prześladowań to świadectwo urasta do miana męczennika. Świadek-męczennik to ten, kto w obliczu prześladowań nie odstąpił od wiary w Chrystusa i do końca mężnie wyznawał ją ustami. Współcześnie w teologii mówimy o funkcji nauczania, czyli odpowiedzialności za przekaz prawd wiary. Centralne dla wszystkich tych form – proroctwa, męczeństwa, przepowiadania – pozostaje to, co Bóg mówi do człowieka.

Drugie jest… pierwsze, czyli Kapłan. Tu kluczowy jest SAKRAMENT (rozumiany szerzej niż tylko siedem sakramentów, jako przestrzeń pośrednictwa łaski między Bogiem i człowiekiem, a zarazem akt kultu Boga przez człowieka, w którym dokonuje się ich spotkanie). Kapłan to ktoś, kto składa ofiarę, przez którą wielbi się Boga i uświęcany jest człowiek (również sam kapłan). Pierwsi chrześcijanie – znów za greką – używali słowa „leiturgia” („przodek” naszej liturgii, oznacza dosłownie czyn ludu). Liturgia pierwotnego Kościoła to przede wszystkim sprawowana wspólnie pamiątka Paschy Pana – Ostatniej Wieczerzy, Śmierci, Zmartwychwstania. Dziś mówimy o funkcji uświęcania, której doświadczamy, uczestnicząc we Mszy świętej, sakramentach (rozróżnienie Mszy i Eucharystii jest nieprzypadkowe, na kult eucharystyczny składają się bowiem jeszcze adoracja, procesje, komunia udzielana poza Mszą i inne formy), pogrzebie i innych obrzędach. Centralne pozostaje wspólnotowe uczczenie Boga, które nas do Niego przybliża.

Trzecie jest… niespodziewanie trzecie, czyli Król. Tutaj trzeba jednak nieco więcej wyobraźni, bo najważniejsza jest dla niego WSPÓLNOTA. Nie ma tu więc związku z monarchią taką, do jakiej przyzwyczaiły nas lekcje o średniowiecznej czy nowożytnej Europie. Kiedy Naród Wybrany chciał, aby Bóg ustanowił dla niego króla, chciał króla dla siebie – aby mieć władcę, który będzie służył przez rozstrzyganie spraw sądowych. Pierwsi chrześcijanie używali słowa „diakonia”, czyli służba (stąd diakonos, po polsku diakon, wprost oznacza kogoś, kto służy). Cechą charakterystyczną człowieka pełniącego diakonię było oddanie się na służbę braci, rezygnacja z własnego życia na rzecz innych. Pierwsi diakoni obsługiwali stoły, zanosili komunię chorym, co w czasach prześladowań nie było bezpiecznym zadaniem. Dziś mówimy o funkcji rządzenia, którą jednak właściwie można odczytać tylko mając na uwadze jej cel – służbę ludziom, konkretniej: wspólnocie wierzących.

Kiedy ojcowie Soboru Watykańskiego II szukali właściwego ujęcia tego, czym jest Kościół, jednym z wiodących przedstawień było właśnie to: SŁOWO – SAKRAMENT – WSPÓLNOTA. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że szukano obrazu jak najbardziej przejrzystego, ale stabilnego zarazem. Czasami mówi się o tej triadzie, że tworzy trójnóg. Trzy nogi wystarczą, żeby krzesło stało stabilnie. Ale wystarczy też pozbawić go jednej z nich, żeby stabilne nie było.

Co to ma do tygodnia modlitw o powołania i powołania w ogóle?

Było mi ostatnio dane uświadomić sobie, że droga, jaką Bóg prowadzi mnie do kapłaństwa, jest oparta właśnie na tych trzech funkcjach, zadaniach, rzeczywistościach.

Ale żeby nie było zbyt pięknie, to oczywiście i tu jest nie po kolei.

Pierwszy był sakrament. Jak większość kolegów z seminarium i jeszcze bardziej przeważająca większość księży od małego byłem ministrantem. Nie wznosiło mnie to – delikatnie mówiąc – na wyżyny kontemplacji, ale bezdyskusyjnie trzymało mnie to blisko Pana Boga, nawet jeśli nie byłem tego świadomy i ważniejsze od Niego były funkcje wykonywane przy ołtarzu.

Służba przy ołtarzu poprowadziła mnie do takiego momentu, w którym kluczową rolę w życiu wiary zaczęła odgrywać wspólnota. Początkowo był to głównie Ruch Światło-Życie, z czasem (również ze względu na studia) stykałem się z kolejnymi, zacząłem też bardziej patrzeć na parafię i cały Kościół jako na wspólnotę. Kluczowe było doświadczenie, że Kościół nie jest skazany na bycie martwą instytucją, w której ludzie są z przyzwyczajenia, a wyglądają, jakby byli za karę, ale że może być miejscem radosnego wspólnego przeżywania wiary, które – oprócz wszelkich pobożnych motywacji – jest po prostu przyjazne, ciekawe, pełne życia.

Aż wreszcie inicjatywę przejęło słowo. Słowo jest chyba najuboższe, bezbronne. Biblia długimi fragmentami bywa nużąca, pewne teksty zostały zagubione, wiele zwrotów można przetłumaczyć na dwa sposoby o zupełnie innym sensie, wiele słów oryginalnych nie ma polskiego odpowiednika. Jest zapisana raz na zawsze i nic już się do niej nie dopisuje. I choć jest znacznie więcej argumentów na jej piękno, to „inicjatywę” w moim życiu wiary przejęła właśnie ze względu na ubóstwo – przyjmowana taka, jaka jest, bez upiększania, koloryzowania, ozdabiania. Zarazem z całym tym ubóstwem opisująca życie człowieka urodzonego tysiące lat po napisaniu wielu jej słów, trafiająca w jego zmartwienia, radości, rozterki, pragnienia. Moje zmartwienia, radości, rozterki, pragnienia.

Oczywiście Bóg działał „wielokrotnie i na różne sposoby” na każdym z tych – umownie tylko określonych – etapów, po prostu raz na jakiś czas odzywał się w nich głośniej (albo to ja słyszałem ten konkretny głos wyraźniej?). Kiedy więc powołanie się zrodziło? Niech podpowie psalmista:

Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze *
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
[…]
Nie byłem dla Ciebie tajemnicą, †
kiedy w ukryciu nabierałem kształtów, *
utkany we wnętrzu ziemi.
(z Psalmu 139)

Udostępnij: