Wierzę, ufam, miłuję

Ogłoszenia duszpasterskie 8.11.2020 Intencje mszalne 9 – 15.11.2020
7 listopada 2020
Ogłoszenia duszpasterskie 15.11.2020 Intencje mszalne 16 – 22.11.2020
14 listopada 2020
Ogłoszenia duszpasterskie 8.11.2020 Intencje mszalne 9 – 15.11.2020
7 listopada 2020
Ogłoszenia duszpasterskie 15.11.2020 Intencje mszalne 16 – 22.11.2020
14 listopada 2020

Zofię Kossak wspomina Maria Przyłęcka (ps. „Urszula”). W czasie okupacji współpracowała z pisarką.

Pani Maria pisała: Jest 1942 rok. Mam 23 lata. Pragnę służyć ojczyźnie, to znaczy pracować w podziemnej organizacji. Poprosiłam o pomoc dobrze znanego mi księdza. Otrzymałam adres, jak się potem okazało, Zofii Kossak. I tak zostałam jej kolejną łączniczką. Już  pierwsze spotkanie z autorką Krzyżowców dowiodło, że jest to osoba niezwykła, spala się w pracy podziemnej, jest właściwie „mózgiem” Podziemia. Posiada kilka pseudonimów, również kilka kennkart. W Podziemiu nazywano ją  zwyczajnie „Ciotką”. Moim  zadaniem było roznoszenie poufnych listów, podziemnej prasy oraz kontaktowanie ze sobą różnych osób.

Wczesnym latem 1943 roku Władek Bartoszewski zdobył listę osób poszukiwanych przez gestapo. Była na niej „Ciotka”. Mieli jej adres. Ostrzeżona w porę uniknęła aresztowania. Nie przejęła się tym zbytnio i nic nie zmieniła w swoim postępowaniu.

Nadszedł jednak ten dzień fatalny 28 września 1943 roku (poniedziałek). W ów dzień miałam dostarczyć 300 egz. „Prawdy” na ul. Bracką, do mieszkania państwa Anny i Romana Lasockich, „Ciotka” jechała do Zielonki do swojej mamy. Część drogi mogłyśmy iść razem. W pewnym momencie powiedziała: nie pójdziemy Oboźną, bo tam siedzi  żebrak, któremu zawsze coś daję, a dziś  nie mam drobnych. Zmieniłyśmy trasę, ulice były puste, gdzieś w pobliżu ul. Kopernika zobaczyłyśmy niemiecki patrol policyjny. Składał się z trzech żołnierzy, dwóch szło przodem, trzeci nieco z tyłu. Ten trzeci dwa razy spojrzał na nas wymownie, jakby chciał powiedzieć: uciekajcie. Potem wyjaśnił, że nas w ten sposób ostrzegał. Nie było jednak, gdzie się schować. Zabrano nas na komisariat policji. Przesłuchiwano. Żadne tłumaczenia nie pomogły. Nie zorientowano się jednak, że mają do czynienia  z poszukiwaną przez gestapo pisarką. Zofia Kossak nie pamiętała swojego roku urodzenia, który miała wpisany do kennkarty. Z komisariatu przewieziono nas na Pawiak, potem były przesłuchania i ostatecznie  3 października wraz grupą 250 kobiet wywieziono do Auschwitz –Brzezinki.

Więźniarki szybko poznały,  kim jest pani o nazwisku Śliwińska, starały się jej pomagać, ona też wspomagała, dodawała otuchy. W dwa miesiące po naszym przyjeździe w obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Pierwsza zachorowałam ja, potem „Ciotka”, chociaż dostała zastrzyk Weigla, który miał ją chronić. Jednak tak się nie stało, była w stanie krytycznym. Jak to się stało, że przeżyła, to już jedynie Boża sprawa. W obozie modliła się nieustannie, a gdy zachorowała na tyfus, na deskach koi wyższego piętra wypisała ołówkiem: „Każdej chwili mego życia wierzę, ufam, miłuję”.

Barbara Pytlos

 

 

 

 

Udostępnij: