Parafianie uczcili św. Stanisława Kostkę
20 września 2024Ogłoszenia duszpasterskie 29 września 2024 r. i intencje Mszy Świętych od 30 września do 6 października 2024 r.
28 września 2024Parafianie uczcili św. Stanisława Kostkę
20 września 2024Ogłoszenia duszpasterskie 29 września 2024 r. i intencje Mszy Świętych od 30 września do 6 października 2024 r.
28 września 2024Wywiad z Diakonem Jakubem Glinką
Na wstępie witamy w imieniu naszej wspólnoty parafialnej i jednocześnie kierujemy pytanie zasadnicze: jak powinniśmy się zwracać do diakona?
Najczęściej spotykanym zwrotem jest ksiądz diakon albo diakon. Obie formy są poprawne i w taki sam sposób przyjmowane. Najwłaściwszą forma z punktu widzenia formalnego jest diakon, ponieważ słowo ksiądz, odnosi się do prezbitera. W związku z tym, że już służę przy ołtarzu, często wierni zwracają się do mnie również po prostu ksiądz.
Prosimy o kilka najważniejszych informacji dotyczących drogi życiowej poprzedzającej wstąpienie do seminarium duchownego.
Pochodzę z wierzącej rodziny, mam dwóch starszych braci. Jeden ma już swoją rodzinę, drugi służy w wojsku. Należałem do parafii p.w. Matki Boskiej Bolesnej w Czeladzi-Piaskach, a mieszkałem w Sosnowcu (granica parafii obejmuje jeszcze ulicę, na której znajduje się mój dom rodzinny). W tej parafii się urodziłem, wychowałem, przyjąłem wszystkie sakramenty. Także tam odbyły się święcenia diakonatu.
Oczywiście w tym miejscu należy zadać standardowe pytanie: kiedy zrodziło się u Diakona powołanie do Kapłaństwa?
Ciężko jest mi wskazać moment, kiedy po raz pierwszy na poważnie pomyślałem o kapłaństwie. Kończąc szkołę średnią przyszła myśl: może seminarium? Jednak stwierdziłem, że się do tego nie nadaję, że potrzebni są tam lepsi ludzie. Zacząłem studiować logistykę na Politechnice Śląskiej, bo zawsze wychodziło mi planowanie i organizowanie. Stwierdziłem, że to jest to, w czym będę dobry. Dotrwałem do trzeciego roku. Kiedy rozpocząłem pracę w ramach odbywania praktyki, czy potem kiedy zacząłem rozglądać się za zatrudnieniem, to cały czas miałem przekonanie, że nie jestem w tym miejscu, w którym powinienem być i nie czuję się szczęśliwy. Bez problemu zdawałem kolejne egzaminy, zaliczałem sesje. Ostateczne powiedzenie Panu Bogu tak miało miejsce wtedy, kiedy powiedziałem o tych wszystkich przemyśleniach znajomemu księdzu. W odpowiedzi usłyszałem: Kuba, seminarium nie trwa dzień, to nie jest tak, że wstępujesz i od razu cię świecą, tylko trwa sześć lat. Więc daj sobie możliwość. Jak stwierdzisz, że to nie jest to, to nikt Cię na siłę nie będzie trzymał. Drzwi są otwarte i zawsze możesz opuścić mury seminarium. Możesz ten czas potraktować jako dłuższe rekolekcje, gdzie czegoś się nauczyłeś. Stwierdziłem, że jest to właściwe podejście. Po upływie tych pięciu lat już nie mam wątpliwości, że to jest to.
A jak przyjęli Diakona decyzję najbliżsi?
Jestem pewny, że byli trochę zaskoczeni. Wcześniej nie wspominałem, że chciałbym pójść do seminarium. Postawiłem ich przed faktem dokonanym, ponieważ poinformowałem zaledwie kilka dni, przed drugim terminem egzaminów. Chciałem uniknąć niepotrzebnych pytań i wskazówek. Pragnąłem, żeby to była decyzja tylko moja i Pana Boga, który powołuje. Wiedziałem, że bliscy będą mnie wspierać w moim postanowieniu. Nie ważne czy popierają je, czy nie. Pochodzę z katolickiej rodziny, więc przeczuwałem, że nie będzie problemu. Wcześniej o moich planach wiedział jedynie ksiądz, z którym prowadziłem rozmowy duchowe i który zachęcał, żebym wstąpił do seminarium.
A jaka była reakcja znajomych?
Reakcje były różne. Część znajomych była mocno zaskoczona, ale nasze relacje nie uległy zmianie. Niestety, z niektórymi osobami straciłem kontakt. Kiedy dowiedzieli się, że poszedłem do seminarium, przestali się ze mną komunikować. Było nawet kilka sytuacji, w których spotkałem dawnych znajomych na ulicy, ale udawali, że mnie nie znają.
Czas formacji seminaryjnej przypadł na trudny okres dla Kościoła, a szczególnie ostatnio dla naszego Kościoła lokalnego. Czy takie doświadczenia umacniają, czy wręcz przeciwnie, a może są neutralne?
Okres mojej formacji przypadł na trudny czas w kontekście społecznym i kościelnym, szczególnie dla diecezji sosnowieckiej. Podczas pobytu w seminarium wybuchła pandemia. Nie odbywały się wykłady. Przez pół roku czytaliśmy materiały przesłane przez wykładowców. Było dużo nauki, zwłaszcza filozofii. Podczas pandemii nie mieliśmy możliwości powrotu do domu na Święta Wielkiej Nocy — to było szczególnie trudne. Wróciliśmy dopiero po zdanej sesji. Wirus wkradł się do seminarium podczas drugiej fali pandemii i doświadczyliśmy kwarantanny. Na trzecim roku formacji stanowisko objął nowy rektor. Zmieniła się również kadra. Wprowadzono także pewne modyfikacje systemowe, do których trzeba było się przyzwyczaić. Czwarty rok przyniósł jedno z cięższych wydarzeń, które miało na nas wpływ — tragiczna śmierć diakona Mateusza. Na piątym roku przeżywaliśmy trudne sytuacje w naszej diecezji i zmianę biskupa. Każdy rok miał jakieś swoje trudności, swoje problemy. Wydaje mi się, że skutki tych wydarzeń w jakiś sposób pokazywały, że łatwo nie będzie, ale mimo to warto trwać na drodze powołania. Gdy pojawiały się pytania, czy to na pewno ma sens, klękałem do modlitwy, oddając wszystkie wątpliwości Panu Bogu. Prosiłem Go, żeby pomógł, bo po ludzku pewnych sytuacji nie rozumiałem. Dużo pomocy otrzymałem ze strony ludzi, którzy się za mnie modlili i wspierali. Byli też pełni podziwu, że mimo wszystko trwam przy tym, co wybrałem. Wiedziałem, że nie jestem sam z tym wszystkim. To bardzo umacnia.
Jak Diakon odebrał informację zawartą w dekrecie biskupim kierującym go na praktykę duszpasterską do naszej parafii? Musimy przyznać, że była ona dla nas, jako parafian, zaskoczeniem.
Ja również byłem zaskoczony, ponieważ wcześniej w tej parafii nie odbywały się praktyki duszpasterskie. Jedyne co wiedziałem, że będę posługiwał w diecezjalnym Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Znam ks. Tomasza Jaskułę, który właśnie stąd pochodzi. W dniu święceń diakonatu usłyszałem dużo dobrego o samej parafii i o ks. Proboszczu, więc byłem spokojny i pełen zaufania.
Czy może Diakon wskazać kapłana, który jest wzorem do naśladowania?
Ksiądz Piotr Pawlukiewicz, którego kazań słuchałem i czytałem książki jego autorstwa. Z kapłanów, których osobiście poznałem, trudno jest mi wskazać jednego, który był wzorem do naśladowania. W seminarium poznałem ks. Konrada Kościka, ks. Stanisława Kołakowskiego i ks. Pawła Krawczyka. Otrzymałem od nich wiele wsparcia i wskazówek. Usłyszałem, że w kapłaństwie nie jesteśmy samotni ze względu na obecność Pana Boga. Nawet jeśli na parafii jestem sam, to nie oznacza, że jestem samotny. W bliskiej relacji z Jezusem nie ma samotności.
Czy jest jakiś święty, który ma dla Diakona szczególne znaczenie?
Na studiach bardzo się „zaprzyjaźniłem” ze św. Józefem z Kupertynu — patronem studentów i lotników. O wstawiennictwo proszą go studenci, w szczególności ci, którzy mają trudności z nauką. To jest święty, który sam doświadczał tego rodzaju trudności. Pokazał, że prostotą i spokojem można dużo osiągnąć — został zakonnikiem i kapłanem. Za każdym razem, wchodząc na egzamin, prosiłem go o wstawiennictwo.
Drugi, to św. Józef z Nazaretu — opiekun Świętej Rodziny. Zawsze go czciłem, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jest dla mnie kimś ważnym. (Józef to moje trzecie imię z bierzmowania). Zawsze mi towarzyszył, tylko trochę tak jak w Piśmie Świętym, z ukrycia, ale wiele mi pomógł.
Święty Józef z Kupertynu jest mało znany. Skąd Diakon dowiedział się o nim?
Dowiedziałem się, że w ogóle ktoś taki istnieje od przyjaciela. Zapoznałem się z jego historią życia i bardzo mi się spodobała. Św. Józef z Kupertynu miał w swoim życiu wiele perypetii, które moglibyśmy nazwać zabawnymi. Mówiło się o nim „brat osioł”, ponieważ był niezdarny, np. podając koledze zupę w talerzu, potrafił go tą zupą zalać. Ten prosty człowiek, niestworzony do naukowych osiągnięć, bardzo się starał, prosił Pana Boga, żeby mu pomagał. I został świętym.
Jakie Diakon ma oczekiwania na nadchodzące miesiące poprzedzające święcenia kapłańskie?
Chciałbym nauczyć się jak najwięcej pracy z ludźmi w kontekście duszpasterskim. W seminarium zdobywamy dużo wiedzy teoretycznej, ale praktyka bywa zupełnie inna. Pewnych rzeczy musimy doświadczyć na własnej skórze, ponieważ nie ma przepisu na to, jak współpracować z ludźmi. W mojej parafii praktyk mam wspaniałych kapłanów – ks. Proboszcza, ks. Łukasza i ks. Marcina, od których mogę się wiele nauczyć. Praca z chorymi, spotkania w szpitalu i Domu Pomocy Społecznej, a także rozmowy na trudne tematy, jak choroba czy śmierć, będą dla mnie wyzwaniem, ale wierzę, że to ważne doświadczenia.
Wiemy, że jest Diakon w trakcie pisania pracy magisterskiej.
Tak, za kilka miesięcy czeka mnie obrona pracy magisterskiej, która jest już na zaawansowanym etapie. Pozostało mi tylko dopracować kilka szczegółów i poszukać dodatkowych materiałów. Temat mojej pracy dotyczy małżeństwa w kontekście liturgicznym, a dokładniej małżeństwa w kolektach mszalnych. Analizuję trzy formularze mszy za nowożeńców i badam, co te modlitwy mówią o małżeństwie, a także jak można je wykorzystać do budowania trwałych i zgodnych relacji. Początkowo pisałem o teologii fundamentalnej na podstawie dzieł kardynała Ratzingera (później Benedykta XVI), ale ostatecznie skupiłem się jednak na liturgice. Związane to było ze zmianą promotora i kierunku moich badań.
Wydaje mi się, że temat małżeństwa jest dziś bardzo ważny, ponieważ sakrament ten bywa niedoceniany i często spłycany. Współczesne społeczeństwo, żyjące w kulturze konsumpcjonizmu, często podchodzi do małżeństwa z postawą „dopóki jest nam dobrze”. Tymczasem małżeństwo jest sakramentem na całe życie, a nie na chwilę. Warto pielęgnować relacje, zamiast odchodzić przy pierwszych trudnościach.
Czy treść pracy magisterskiej będzie przydatna dla małżonków?
Tak, myślę, że może być przydatna. W wielu momentach kolekty mszalne zawierają prośby do Boga, na przykład o to, aby małżonkowie byli w stanie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo. Praca nad tym tematem pomaga zrozumieć, jak ważne jest oparcie małżeństwa na miłości, wzajemnym szacunku i wierze. To przypomnienie, że małżeństwo jest darem od Boga, który wymaga troski i pielęgnacji.
Na zakończenie jeszcze jedno pytanie dodatkowe: o co jeszcze powinniśmy zapytać, a wcześniej nie zrobiliśmy tego?
Chciałem zauważyć, że w dzisiejszych czasach coraz trudniej jest wybrać drogę duchowego powołania, zwłaszcza podjęcie decyzji o pójściu do seminarium. Wiele osób odczuwa wezwanie do takiej drogi, ale jednocześnie boi się zaryzykować. Uważam, podobnie jak ksiądz, który mnie zachęcał. Jeśli ktoś czuje, że Pan Bóg go wzywa, nie warto walczyć z tym powołaniem. Lepiej zaufać i pójść tą drogą. Seminarium to nie jest decyzja na jeden dzień. To proces trwający pięć lat, który prowadzi do ostatecznej decyzji, przyjęcia święceń diakonatu, a po kolejnym roku święceń prezbiteratu. Do tego momentu nikt nie trzyma nas na siłę. Jeśli w którymś momencie poczujemy, że to nie jest nasza droga, możemy odejść. Oczywiście, kiedy przeżywamy trudniejsze chwile, ojcowie duchowi mogą pytać, co się dzieje, ale nikt nie będzie nas zmuszał do pozostania.
Kiedy patrzę na swoje życie, widzę, że Bóg zawsze kierował moimi krokami, nawet wtedy, gdy próbowałem unikać Jego woli. Uświadomiłem sobie, że nigdy naprawdę nie uciekałem przed Jego planem. Nawet rzeczy, których się nauczyłem na wcześniejszych studiach z logistyki, przydawały się w seminarium i mogą okazać się przydatne również w kapłaństwie.
Dziękujemy, że podzielił się Diakon z nami swoimi doświadczeniami. Życzymy wytrwałości w powołaniu, czerpania wielu radości z tego, co Diakon robi i do czego został powołany. Zapewniamy o modlitwie.
Wywiad przeprowadzili: Marzena i Adam Gołębiowscy
Zdjęcia z archiwum Diakona Jakuba Glinki